Wypoczynek na Istrii w Chorwacji

Niedziela – pozostał nam jeszcze tydzień urlopu, który zamierzamy spędzić w słonecznej Chorwacji. Naszym celem jest Rovinj, urocza miejscowość na Istrii. Trasa 260 km, początkowo włoską autostradą, potem słoweńską, gorszą drogą i w końcu chorwacką zupełnie już wąską drogą. Na drugim pasie ruchu trwają prace. Wkrótce będzie tu autostrada, ale teraz jest dużo pyłu i kurzu, bo jest gorąco i sucho. Samochód natychmiast pokrywa biała warstwa. Za przejazd tą drogą (z ograniczeniem do 80 km/h!) trzeba jednak zapłacić 14 Kn. Warto więc mieć przy sobie drobne pieniądze (Kuny lub Euro).



Uwaga: w Słowenii na przejazd autostradami obowiązują winietki. Najkrótsza – 7 dniowa kosztuje 15 €. Na powyższej trasie jest tylko krótki odcinek autostrady koło Koperu, który można swobodnie ominąć.



W okolicach Rovinj jest 5 kempingów. Wybraliśmy „Polari” na południe od miasta. Kemping jest duży. Można tu wybrać miejsce począwszy od wydzielonych żywopłotami parceli, zaopatrzonych w prąd i wodę, do dowolnie wybranego miejsca na większych, trawiastych placach. Plaża, przynależąca do kempingu jest dość obszerna i trawiasta. Wejście do morza kamieniste, ale woda czysta. To sobie tu poleniuchujemy….!

Camping Polari – 52210 Rovinj; cena 260 Kn/dzień (ok. 36 €/dzień)

Przydatne informacje:
• Ceny paliw w 2010 roku:
Włochy - śr. 1,35 €/l
Słowenia - ok. 1,22 €/l
Chorwacja - śr. 8,45 Kn/l

• Opłaty drogowe:
Włochy – płatne odcinki autostrad, zależnie od odległości
Słowenia – winieta; najkrótsza tygodniowa 15€, miesięczna 30€
Chorwacja – płatne odcinki autostrad; płatne w Kunach lub w Euro (w tym przypadku reszta wydawana jest w Kunach, dlatego lepiej płacić małymi nominałami)

Wtorek – jedziemy do miasteczka. Rovinj – najładniej położona miejscowość na Istrii. Doskonale zachowana Starówka na półokrągłym, wypiętrzonym półwyspie z zabytkowym kościołem św. Eufemii w centralnym punkcie. Jego białą wieżę widać niemal z każdego miejsca. Miasteczko wyjątkowo pięknie wygląda od strony morza, gdzie domy wyglądają tak, jakby „wyrastały” z wody. Fotografie tego miejsca można oglądać w niemal wszystkich chorwackich przewodnikach i katalogach biur podróży. Wąskie, brukowane uliczki okalające centralnie Starówkę, opadają w dół, to znów wznoszą się w górę. Beżowe kamienie chodników, po których się stąpa są tak wypolerowane, że lśnią zarówno w świetle słońca, jak i ulicznych latarni. Sklepiki z pamiątkami, upominkami, biżuterią, pracami artystów i malarzy otwarte są do późna, kiedy to wszyscy tłumnie spacerują nastrojowo oświetlonymi uliczkami, odpoczywając od upalnego słońca tutejszego lata. Tutejsze wybrzeże usiane jest wieloma wysepkami i nastrojowymi zatoczkami, na które można popłynąć, korzystając z oferty wielu statków wycieczkowych. Wzdłuż kamienistego wybrzeża, tuż przy przystani, przy której cumują łodzie, ciągną się urocze kafejki i restauracje, zapełniające się po brzegi każdego wieczora.

Środa – dziś wycieczka do Poreču i Vrsaru. Po drodze mijamy Kanał Limski, 9-kilometrowy fiord, głęboko wrzynający się w ląd. Brzegi tworzą strome, skaliste urwiska, a w dole przepięknie wygląda turkusowo-zielona woda. Było to niegdyś doskonałe miejsce dla piratów grasujących na Adriatyku, skąd z ukrycia dokonywali swych ataków.

Starówka Poreču położona jest na rozległym cyplu. Od strony parkingu, na którym zostawiliśmy samochód wiedzie wzdłuż nabrzeża szeroka arteria komunikacyjna, wysadzana palmami. Przy nadmorskiej promenadzie cumują jachty, niektóre z nich bardzo duże i wytworne, inne mniejsze i skromniejsze. Wąskie uliczki z mnóstwem sklepików i kafejek, domy z jasnego piaskowca z czerwonymi dachówkami, wybłyszczone kamienie chodników są typowe dla wielu chorwackich miasteczek. Tutaj też tak jest. Jednakże największą dumą Poreču jest Bazylika Eufrazjusza z VI wieku, wpisana na listę UNESCO. Wejście jest bezpłatne i wolno filmować i fotografować. Zdumiało nas to bardzo, ponieważ wszędzie w takich miejscach pobierana jest słona opłata. Wnętrze świątyni ozdabiają dwa rzędy prostych kolumn z piaskowca, ściany ponad nimi pomalowane są jednolitą farbą w kolorze jasnej ochry. Natomiast absydę środkowej nawy zdobią przepiękne kolorowe mozaiki i freski. Mienią się one złotem i wszystkimi kolorami tęczy. Aż dziw bierze, że przetrwały stulecia i zachowały się w takim stanie do dziś.

Jeszcze krótki spacer po uroczych uliczkach. Siadamy przy ulicznym stoliku jednej z kafejek. Odpoczywamy chwilę i popijamy kawę. Niestety nie jest dobra, a mówiąc szczerze – w ogóle nam nie smakuje. Może jesteśmy zbyt wybredni, bo czujemy jeszcze smak wspaniałej włoskiej kawy?

Wracamy do Rovinj przez Vrsar. Niewielka Starówka Vrsaru położona jest na wysokim wzgórzu. Posadowiony na samym szczycie wzgórza kościół z białą, spiczastą wieżą okalają wąskie uliczki. Z tarasów na skraju miasta roztacza się wspaniały widok na zatokę poniżej oraz na niebieskie morze z niezliczoną ilością zielonych wysp i wysepek. Całe mnóstwo białych punktów na wodzie to statki i stateczki, umożliwiające komunikację pomiędzy tymi wszystkimi wysepkami. Schodzimy na dół, aby przejść się szerokim nabrzeżem. W zatoce jest ogromna przystań jachtowa. Do usytuowanej na wodzie stacji benzynowej co chwila podpływa jakaś łódź, aby zatankować. Ruch w zatoce jest zatem duży.
Starówka na wzgórzu bardzo ładnie się prezentuje z tego miejsca.

Czwartek – tutejsze słońce, upalna letnia pogoda i kryształowo czysta woda sprzyjają plażowaniu. Lecz ile można bezczynnie leżeć na plaży i zażywać chłodzących kąpieli… tyle jest jeszcze ciekawych rzeczy do zobaczenia, a nasze wakacje dobiegają końca. Leniuchowanie staje się dla nas zbyt monotonne. Podejmujemy więc decyzję - po południu jedziemy pożegnać urocze Rovinj, a następnego dnia wyjeżdżamy…
Zapada wieczór, stada jeżyków przelatują nad miastem z hałaśliwym świergotem. Uwielbiam te czarno-białe ptaszki, które zawsze kojarzą mi się z ciepłem i latem. Siadamy przy stoliku w kafejce tuż przy nabrzeżu, skąd widać starówkę z kościelną wieżą ponad nią. Niebo staje się pomarańczowo-różowe, a zarysy budynków i przycumowanych łódek coraz bardziej czarne. Nad horyzontem morza pojawia się srebrny sierp księżyca. Widok, jak w bajce! Można by tu siedzieć godzinami, gdyby nie to, że niebo w końcu zrobiło się granatowe, a jeżyki przestały świergotać i poszły spać.

Wtapiamy się w tłum i „płyniemy” wraz z nim wąskimi uliczkami. Atmosfery tych miejsc nie znaleźliśmy w żadnym innym południowym kraju! Dlatego, choć na krótko, jesteśmy w Chorwacji już po raz czwarty.


Mobirise page builder - More info